Byle do świąt

Jest tydzień do ferii, a ja jadę na oparach motywacji. Nie wiem, czy jest ktoś, kto jeszcze ma nadzieję, że praca zdalna w szkole ma sens. Obawiam się, że jeśli to dłużej potrwa, to wywieszę białą flagę. Czuję się jak panienka z okienka, która dzień w dzień nadaje kolejne odcinki audycji: „Grochem o ścianę”. Na dodatek audycji bardzo niszowej.
Nie sądziłam, że kiedyś zatęsknię za budynkiem na Kolejowej.


Kiedyś to było… Był czas pracy i czas domu. Wiedziałam, kiedy trzeba spiąć mięsnie, wciągnąć brzuch i działać, a kiedy mogę zrobić wydech. Teraz jest jeden czas – czas pracy w domu. I wciąż gubię się, czy jestem na wdechu, czy wydechu. Tylko strój swą eklektycznością wyznacza granice – na dole home, na górze office. Reszta – jak to pisała Szymborska – „krecia robota i lasy mieszane”, bo rano robię Norwida i wykładam o sztuce, która jest miłości profilem, a za moment zmywam naczynia po śniadaniu. W „okienku” wieszam firanki, by za kilka minut później rozważać o genezie i wszechmocy śmierci w średniowiecznym tekście. Potem przychodzi czas na marynowanie udek w miodzie i w musztardzie. Później kolejna przerwa na literaturę, bo czas przeżywać z Mickiewiczem jego kryzys wieku średniego w „Lirykach lozańskich”. A równolegle do tego rejestrować aromat dochodzącego w piekarniku mięsa. I zastanawiać się, w którym momencie mojego wywodu znowu padnie internet i czy zdążę skończyć lekcję, zanim zwęgli mi się obiad.
I tak od poniedziałku do piątku, w rozmaitej konfiguracji tematów, nastrojów i kuchennych zapachów.
Ostatnio uświadomiłam sobie, że nawet nie mam potrzeby odwiedzać sklepów z ciuchami, bo wystarczają mi legginsy i ciepłe, miękkie swetry Na sukienki w szafie patrzę jak na kostiumy teatralne. Może przyjdzie czas, że je włożę, by zagrać swój monodram na scenie w sali 104 

Z niepokojem obserwuję, że zrobiłam się kurodomowa. Gotowanie, pieczenie, sprzątanie zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Pierwszy raz w życiu upiekłam pierniczki i kupiłam choinkę trzy tygodnie przed świętami. Jakbym chciała je przyspieszyć, zanim zupełnie stracę wiarę w sens tych codziennych audycji o literaturze. A jutro znów odcinek o śmierci 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *