Środowo – czwartkowe przemyślenia

prowincjonalne widoki

prowincjonalne widoki

Wróciłam wczoraj z teatru przed północą zadowolona z wyprawy. Młodzież nie przyniosła wstydu, a też bawiła się dobrze. Mam nadzieję, że teatr nie będzie im kojarzył się z nudziarstwem i na tym nie skończą swej przygody ze sztuką 🙂

Wrocław zawsze zaskakuje mnie niebanalna atmosferą rynku. Siedziałyśmy z Basią przy kawie i obserwowałam ludzi. To moje hobby – dopisywanie przechodniom imion, zawodów, biografii…Spacerujący po rynku wymykali się sztampie skojarzeń. Dziewczyna z burzą dredów upiętych w misterny kok, leciwa niewiasta w legginsach w panterkowy wzór i wielobarwnymi pazurkami na głowie, mężczyzna w granatowym prochowcu z teczką w reku i fizjonomią starozakonnego…Wkurzały mnie natomiast kapele cygańsko – rumuńskie, które narzucały się swoją obecnością, rzępoleniem i prośbami o datki.

Przeszłyśmy się trochę po sklepach wokół ratusza i przy Świdnickiej. Pustki. Nie na półkach, ale wśród klienteli. Nie dziwię się. Jak szybko wchodziłyśmy do sklepu, jeszcze szybciej wychodziłyśmy. Po wielu latach chciałam zobaczyć, co nowego w Modzie Polskiej. Spotkało mnie totalne rozczarowanie. Kiedyś MP kreowała styl, klientki rzucały się na towar jak na kiełbasę w latach 80. A teraz ceny kosmiczne, nieproporcjonalne do atrakcyjności towaru. Sukienki, kostiumy bluzki dla statecznych pań (jak kiedyś z katalogów Quelle) A znowu w H&M badziewie o niskiej, czyli chińskiej jakości. Odnoszę przykre wrażenie, że obecna moda nie jest dla mnie. A może wraz z wiekiem zrobiłam się kapryśna? To co będzie za 5 – 10 lat? Przyjdzie mi ubierać się tylko w lumpeksach. Dobrze, że choć w butach i bieliźnie można przebierać, ponieważ w szmateksach takiego towaru nie nabyłabym za żadne pieniądze :).

Dziś zaczęłam pisać wywiad, bo czas goni, a Mąż jeszcze bardziej. Znowu jestem zawalona papierami. Prawie 50 diagnoz pierwszaków do sprawdzenia na cito. Jak nie sprawdzę do 16 października, to przyjdzie mi popełnić rytualne samospalenie, bo potem są już warsztaty, czyli maraton z maturzystami. Mój najcenniejszy skarb – oczy będą nadawać się do wymiany. Jak oślepnę, to pójdę na rentę i wtedy zdechnę z głodu, a jeszcze szybciej z nudów 🙂 Od dziś zacznę łykać witaminę A. Chyba A. Mam nadzieję, że nie pomyliłam liter w alfabecie 🙂 i nie wyrosną mi wąsy.

Pogoda od wczoraj jest piękna. Ciepło, kolorowo, jeszcze trochę zapachu lata poczułam. Ale już zapowiadają chłody. Szkoda, bo można by jeszcze podładować akumulatory przed szarugą, by potem, na półmetku jesieni nie popaść w deprechę.

Dziś głosowanie w Klubie nad zdjęciami z niedzielnego pleneru. Moje marniutkie, oj marniutkie. Za to mąż uchwycił kolarza od paszczy i wygląda jakby przekroczył prędkość światła (kolarz, nie Mąż). Świetny efekt ze zmianą ogniskowej. To mój typ.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na Środowo – czwartkowe przemyślenia

  1. oto pisze:

    W lumpach są teraz najlepsze “jakościowo” ciuchy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *