Narzekałam wczoraj na spodziewany nadmiar wody i mnie pokarało. Sucho w kranach w mym domu to rzecz niespotykana, bo nawet kiedy całe miasto cierpi z racji awarii, to u nas zwykle coś z rur kapie. Ale nie dziś. Bo dziś w kranach była posucha. Za to woda lała się w niespodziewanym i niewskazanym dla niej miejscu, skąd trzeba było ją wiadrami wydobywać. Na szczęście mądrzy i uczynni ludzie naprawili usterkę i mogłam pławić się w luksusie pełnej wanny. Co za rozkosz mieć bieżącą wodę. Na co dzień niedoceniana to przyjemność. Aż trudno uwierzyć, że są kraje, gdzie po wodę idzie się kilkanaście kilometrów i przynosi 10 litrów, które mają starczyć rodzinie na całą dobę.
Dziś w ramach klubu zrobiliśmy rekonesans na trasie zbliżających się Mistrzostw Polski w Nordic Walking. Obeszliśmy sobie niespiesznie (większość) lub energicznie (pojedyncze egzemplarze) trasę pod Wilczakiem i …i dalej nie wiem, gdzie mam ustawić się ze sprzętem, bo całą drogę przegadałam. Ot, tak kończy się niesłuchanie przewodnika :). I brak regularnych spotkań Klubu. Tam przynajmniej każdy przy okazji zrzuci z wątroby, co mu na niej leży i może dalej higienicznie funkcjonować. A w sytuacji, kiedy nam siedzibę na miesiąc zamknęli, zaczęliśmy cierpieć na niedosyt uzewnętrzniania się :). Namiastki tego dziś zaznaliśmy ;). Jest nadzieja że do września za sobą naprawdę zatęsknimy 🙂