Poszłam wczoraj do szkoły, bo jestem sumiennym pracownikiem i zgodnie z nakazem dyrekcji w placówce zaznaczyłam personalnie swą obecność. I na cholerę mi to było, bo sobie humor popsułam. Szefowa uchyliła przede mną rąbka tajemnicy, a ta pomyślna dla mnie nie była. Bo jak tu się cieszyć, że muszę oddać jedną klasę i to tę najmniejszą, najcichszą, najambitniejszą i w ogóle taką, przy której nauczanie to relaks??? I nic nie mam do gadania. Muszę i już, bo nie mogę mieć za dużo godzin, których i tak wiele nie mam. Niż demograficzny nas dopadł! A teraz te dodatkowe godziny by się przydały. W końcu Junior Starszy jako student pochłonie znaczną część budżetu i to zapewne nie na jedzenie (kto go zna, wie, o czym piszę) :).
Jedyna radość, jaką sobie próbuję wmówić, to fakt, że teraz więcej czasu wolnego mam do zagospodarowania. Zacznę się rozwijać intelektualnie i kreatywność wykażę. Może będę pisać bajki dla przedszkolaków? A ten target jest obecnie pokaźny ;). Przynajmniej większy niż licealiści.
Też kiedyś będę pisał bajki dla dzieci – naprawdę można na tym zarobić, a i wyobraźnię można spuścić z uwięzi. Co do oddawania klasy, to jest to głupota – szczególnie w przypadku, gdy uczniowie lubią swojego nauczyciela i na przykład mają nieciekawą alternatywę.
Trochę się boję, że Twoje bajki będą miały klimat horroru 🙂 A co do klasy, to nie wiem, czy lubi swojego nauczyciela, ale alternatywą jest sama szefowa, a to dopiero wyzwanie 😉
ja to i tak Panią podziwiam, że po studiach wróciła do swojego starego liceum. Ja na to się chyba nie porwę. Może to przez tę alternatywę wspomnianą w powyższym komentarzu? Hmm…
Cieszę się, że przez te trzy lata nie zabrali nas od Pani, a także od Profesora od angielskiego oraz Profesor od biologii.
🙂 Przez kolejne lata studiowania może Ci się zmnieni jeszcze koncepcja, a ja znowu nie wyobrażałam sobie, by zostać w Poznaniu i tam edukować rozpasaną młódź 😉