Ostatnie dni tego tygodnia upłynęły mi niezwykle pracowicie na zbieraniu materiału do Echa. Najpierw nawiedziłam znajomych archeologów z Krakowa, którzy okopali się ponownie w Sędziszowej w poszukiwaniu skarbów przeszłości. A było to tak: siedzę sobie w domu i powoli rozkręcam funkcje życiowe, ponieważ jest rano, gdy niespodzianie dzwoni moja ciotka: Jak nie jesteś w szkole, to natychmiast jedź do moich archeologów, bo wykopali coś fajnego, a zaraz będą zasypywać (tu muszę gwoli ścisłości nadmienić, że „jej archeolodzy” to jej lokatorzy, którzy zacumowali w gospodarstwie agroturystycznym „U Groszków”) No to rzucam wszystko, czyli aktualnie obieranie fasolki szparagowej i jadę, bo przecież nie pozwolę sobie pominąć TAKIEGO tematu. Fasolka może poczekać, dziury w ziemi – nie. Pokonuję śmigiem kilkanaście kilometrów, by obejrzeć w towarzystwie całkiem przystojnego studenta kupę gruzów, która niegdyś była kościołem. Dłużej z podziwem zatrzymujemy się na kontemplacji solidnego kamienia noszącego ślady działalności artystycznej naszych bardzo odległych przodków. A potem jeszcze przyglądam się fizycznej robocie młodszych studentów UJ, dźwigających pojemniki kamieni w celu zasypania dziury, którą przez kilkanaście dni wcześniej wydłubywali. Patrzę też na mojego informatora, który bawi się w ogrodnika i opryskuje mury randapem, aby zniwelować aktywność wszędobylskich chwastów. Rewelacji, których oczekiwałam po telefonie, może nie zanotowałam, ale przekonałam się, że archeologia to kawał ciężkiej fizycznej pracy, która z romantyzmem Indiany Jonesa nie musi mieć nic wspólnego.
To było w piątek. A dziś patrolowałam okolice Wlenia wraz ze strażą miejską i policją, by potem to przedstawić w formie reportażu uczestniczącego. Co się najeździłam krętymi drogami sąsiedniego powiatu, to moje. Co się naoglądałam rozmaitych reakcji kierowców zatrzymywanych do kontroli, co się nawąchałam wydychanego przez innych alkoholu, to dość mam na kilka miesięcy. Ale myślę, że i tak miałam lepiej niż Mąż, który w ramach prac zleconych ZKF-u robił za serwis fotograficzny podczas mistrzostw w nordic walking. Tam musiało wiać nudą 😉
A jutro wracam do rzeczywistości, czyli idę do szkoły radzić pedagogicznie. Muszę w tych okolicznościach ze wstydem przyznać, że wolałabym chyba fotografować nordic walking 😉
Zła to była decyzja o ciągłym odkładaniu tego bloga na wieczne później, bo teraz widzę, co straciłem. Myślę, że nie starałem się nawet poznać Autorki, co też odnotowuję jako błąd.
Wyczekuję niecierpliwie kolejnych wpisów. A teraz kłaniam się, pozdrawiam i życzę dobrej nocy. 😉
dziękuję 🙂