Fizyka, metafizyka…

O dziwo, niezrażona upałem wsiadłam na rower wczoraj ponownie. Było już o dużo lepiej, szybciej, ale i, niestety, nudniej. Pokonywanie tej samej przestrzeni w niezmienionej konfiguracji nie jest najlepszym pomysłem na uatrakcyjnienie sobie wieczoru. Przeżywam takie deja vu. Nawet dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednio, spotykam ujadające kundle, które z pianą na pysku próbują mnie dopaść. Dokładnie w połowie tej samej górki muszę zsiąść z roweru, bo pot szczypie mnie w oczy i uniemożliwia obserwację drogi. Na dodatek dokładnie na tym samym poboczu znajduję kolejnego motyla, co w bezruchu czeka aż go uwiecznię na zdjęciu. Wniosek na przyszłość – zmienić trasę przejazdu i nauczyć się nowego ukształtowania terenu. Wybór niby mam przeogromny, ale jak znaleźć kawałek drogi prowadzącej z miasta, gdzie nie trzeba balansować na granicy ryzyka obok rozpędzonych ciężarówek? Pomyślę o tym jutro, bo dziś mam inne sprawy na głowie i pogodową okazję, by zrobić sobie przerwę w pracy nad kondycją.

I na koniec historia z życia wzięta:
Moja czteroletnia bratanica, oglądając małe kocięta, pyta wczoraj swojego kuzyna, czyli Juniora Starszego: A one będą żyć do końca życia?. A Junior mimo całej swej politechnicznej mądrości nie wiedział, co odpowiedzieć, bo między metafizyką a fizyką jest jednak różnica 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *