O większego trudno zucha…

Przeżyłam dzisiaj rano historię jak ze „Stefka Burczymuchy” (kto jeszcze pamięta ten wiersz Konopnickiej?). Syn mój nieuk jeden, zwany na użytek tej strony Juniorem Młodszym, woła ze swojego pokoju: Mamo żaba tu skacze! Zabierz ją! Mamo szybko! Choć żab brzydzę się równie mocno jak myszy, przybrałam obojętną (na bohaterską nie stać mnie już było) minę i wtargnęłam do pokoju, by ratować dziecię. I co widzę? Żuczka małego, wystraszonego, co do ściany się tuli i o darowanie życia prosi. Wzięłam to biedactwo na ręce (Juniora w podziw wprawiłam) i w zielone go wypuściłam. Tak to poranny thriller został spuentowany, a wiedza Juniora na temat nie-żab empirycznie pogłębiona.

Junior to w ogóle jest dziwny egzemplarz. W ramach ukulturalniania wymyśliłam, że przez wakacje musi przeczytać co dwa tygodnie jedną książkę. Motywację ma silną, bo jeśli nie wywiąże się z zadania, straci komputer. Jutro właśnie mija termin przeczytania kolejnej książki, a Junior jeszcze jej nie zaczął. Chodzi zatem i skarży się na los i okrutną matkę: Moi koledzy mi współczują, że każesz mi czytać… inni przez rok nie przeczytali ani jednej lektury…myślisz, że jak ty czytasz, to inni też muszą…etc. Niedługo napisze donos na policję, że go rodzice torturują psychicznie, a być może naśle na mnie Helsińską Fundację Praw Człowieka? Na razie cierpliwie to znoszę…A czas leci…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *