Rogale, Aleksy i ja

Niecodzienny obrót przybrał dziś finał lekcji w pierwszej gimnazjalnej. Tłumaczyłam na polski „Legendę o św. Aleksym”. Tłumaczyłam, choć do końca sama nie rozumiem i nie lubię tego typa. Rozdał ojcowski majątek, porzucił żonę, włóczył się po świecie, próżnował pod schodami domu rodziców, a potem narobił hałasu, jak umarł. No ale tego dzieciakom nie powiem, bo zaraz rozlegną się protesty środowisk kościelnych i skończy się moja kariera w LO im. Jana Pawła II. Dlatego pomna misji, jaką niosę, powiedziałam dzieciom, że asceza to droga do świętości i inne takie umoralniające kwestie. A na koniec stwierdziłam, że niełatwo wyrzec się przyjemności, a jak nie wierzą, to niech spróbują choć przez weekend zrezygnować z tego, co sprawia im frajdę. No i tu rozległy się głosy, że w takim razie oni zrezygnują z odrabiania lekcji. Trochę trwało zanim wytłumaczyłam, że obowiązek to nie to samo co przyjemność i że szkoła to obowiązek, podobnie jak wynoszenie śmieci i z tego absolutnie rezygnować nie mogą. Na wszelki wypadek, by uniknąć nieporozumień, ustaliliśmy, że przyjemnością mogą być słodycze, więc niech zrezygnują z ich jedzenia. Pomruk niezadowolenia udało mi się stłumić deklaracją, że ja solidarnie też będę przez weekend uprawiać ascezę słodyczową. No i się wkopałam.
Uświadomiłam to sobie, kiedy wracając ze szkoły, wpadłam na weekendowe zakupy do miejskiej galerii handlowej Biedronka. Już sięgałam po marcińskie rogale, by uczcić tradycję 11 listopada, a tu brzęczyk w głowie: Stop! To słodycze! Kawałek dalej patrzę, leżą śliwki w czekoladzie. Też nie dla mnie leżą. Potem w oczy pchają mi się orzechy w karmelu. Udaję, że nie widzę. Apage satanas. Wracam, do domu, a tu ostatni kawałek galaretki w czekoladzie prawie podskakuje na stole, by mi w rękę wpaść. Ale nie, twarda jestem. Wieczorem idę na imprezę miejską, a tam tradycyjny paśnik z kawą, herbatą i ciachem. Stoję obok, rozmawiam, z tym czy tamtym, pochłania mnie temat, odruchowo sięgam po ciacho, jem i nagle sobie uzmysławiam, co czynię. Ojej, jak ja uczniom wytłumaczę, że z ascezą mi nie wyszło i to tak od razu, tak na samym początku tej drogi ku świętości? Sumienie mnie już do płaczu przywołuje, kiedy przypominam sobie, że jest czwartek. A my się umawialiśmy na weekend z tą ascezą. Weekend zaczyna się jutro, przynajmniej formalnie . Dobrze, że tylko te słodycze przyszły mi do głowy 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *