Wszystko, co włoskie :)


Uwielbiam o tej porze orzechy włoskie. Takie świeżutkie. Po rozłupaniu są jeszcze wilgotne i łatwo z nich schodzi ta błonka, co sama w sobie jest gorzka jak życie przed wypłatą. Po zdjęciu tej goryczy orzech jest biały i słodki. To sama rozkosz dla podniebienia. Jeszcze kilka dni i już nie będą takie. Wszystko, co młode jest atrakcyjne. Jak my. Im dłużej żyjemy, tym bardziej scalamy się ze swoją goryczą i trudniej się od niej uwolnić.

Leżące pod drzewem orzechy co roku nęcą mnie, a ja im ulegam, choć wiem, że później będę żałować. Palce są brudne od łupin, paznokcie połamane a żołądek manifestuje skurczami nadmiar wrażeń smakowych. Ale tłumaczę sobie, że co żołądkowi czy palcom szkodzi, dobrze robi na mózg. Może kiedyś przyjdzie mi się o tym przekonać. Może…
Moje orzechy wabią nie tylko mnie. Do ogrodu ściągają sympatyczne wiewiórki i mniej ulubione przeze mnie nornice. Trwa wyścig, kto uzbiera więcej. Czasem do wyścigu dołączają jakieś ptaszyska. I tak jestem na straconej pozycji.
Kiedyś nornice wybrały sobie mój samochód za magazyn orzechowych trofeów. Uwiły sobie gniazdko pod maską auta. Nawet nie miałam o tym pojęcia. Jeździłam z pasażerami na gapę i trwałoby to pewnie dłużej, gdyby nie awaria klimatyzacji. Pojechałam do mechanika, a ten najpierw stwierdził fakt obcych lokatorów, potem wygrzebał spod maski karton orzechowych łupinek, a na końcu ustalił, że za awarią klimatyzacji stoją owe nornice, którym gryzienie orzechów nie wystarczyło, więc zabrały się za kable.
Dlatego moja niechęć do tych istot jest w pewien sposób uzasadniona i nie w smak mi, że wraz z urodzajem orzechów czeka mnie kolejna fala tych włochatych imigrantów. Nie mylić z włoskimi. Włoskie są orzechy, pizza, gnocchi, cappuccino, tiramisu, panna cotta i wszystko, co kocham smakować

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *