Gra w kości z losem


Przyszła nie wiadomo skąd i dlaczego. Młoda dziewczyna podpierała się dwoma kulami. Zajęła bez słowa jedyne wolne łóżko w sali, w której leżałam. Była wyraźnie zdezorientowana, na pytania pielęgniarek, dlaczego zmieniła salę, nie była w stanie odpowiedzieć. Najwyraźniej coś mąciło jej umysł. Kiedy przyjechali zaalarmowani jej zachowaniem rodzice, stało się jasne, że dziewczyna przedawkowała leki przeciwbólowe, chyba opiaty, które wzięła ze sobą do szpitala.
Lekomanka, ćpunka – takie myśli przeszły mi przez obolałą i zabandażowaną po operacji głowę. Patrzyłam z obawą, co jeszcze wywinie dziewczyna, bo wyraźnie nie byłą świadoma swojego zachowania, myliła dni, godziny, nie wiedziała, gdzie i po co tu jest. Nie rozumiałam jej agresji wobec rodziców, która nieświadomie kojarzyła mi się z desperackim atakiem osaczonego zwierzęcia.
Wraz z kolejnym dniem wróciły jej świadomość oraz jasność widzenia. Mnie też. Wtedy zobaczyłam, że dziewczyna nie ma nogi. Zamiast niej siny kikut. Jako matka dziecka w jej wieku poczułam ukłucie w duszy, że to niesprawiedliwe, by los doświadczył taką młodą, ładną dziewczynę kalectwem. Mimo to była bardzo samodzielna i dumna, nie chciała żadnej taryfy ulgowej ani pomocy z naszej, wspólniczek niedoli, strony.
Wieczorem przyszła do niej lekarka, by uprzedzić ją o operacji, którą ma przejść następnego dnia. Jak to na neurochirurgii bywa – otwierania czaszki i naprawiania tego, co w niej. Dziewczyna zapytała: A co z włosami? Lekarka: Pewnie trzeba ogolić. I wtedy zobaczyłam jej twarz. To było przerażenie, które skamieniało jej rysy i zaszkliło oczy. Nie powiedziała już ani słowa, tylko siedziała po wyjściu lekarki w stuporze na łóżku.
Próbowałam jej wytłumaczyć, że włosy nie są najważniejsze. W końcu mam już w tym wprawę i wiem, że odrastają. Pamiętałam też siebie sprzed kilku miesięcy, kiedy mogłam z takim samym lękiem myśleć o utracie czupryny. Tylko wtedy nie miał mnie kto pocieszyć. Teraz z doświadczeniem dwukrotnego golenia głowy mówiłam do niej jak do dziecka, że przecież są peruki, chusty, turbany…a włosy potem odrastają mocniejsze. I wtedy usłyszałam od niej: jak brałam chemię, to też mi tak mówili, a sama pani widzi, że nie są.
Wtedy zamilkłam. Wobec takiego dramatu dwudziestokilkuletniej dziewczyny nie umiałam znaleźć żadnego słowa, mądrego słowa pocieszenia. Pomyślałam tylko o dwóch sprawach: że nie ma w życiu sprawiedliwości w rozdzielaniu szczęścia i nieszczęścia, to zwykła gra w kości z losem; oraz o tym, by nie osądzać pochopnie człowieka. Wiem, że wnioski są banalne i pewnie nawet niegodne powielania, ale wynikają z autentycznego i bardzo świeżego doświadczenia. A takie dłużej tkwią w sercu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *