Pokusa i jej skutki :)

Szłam dziś deptakiem i tak mi zapachniały paczki, że nie mogłam się oprzeć. Kupiłam. Nie dla siebie, bo przecież pączki są na porost bioder, a moje już są nazbyt porośnięte. Kupiłam dla Męża. Na deser.

Przyjechałam do domu i nie mogłam się skupić na niczym, bo natrętny zapach słodkości wywoływał u mnie niepokojący ślinotok. Nie pomogło oszukiwanie zmysłów truskawkami ani tym bardziej kawą, bo do kawy przecież chce się „coś słodkiego”. Na szczęście w porę przypomniałam sobie, że Mąż nieszczególnie lubi pączki, więc nawet nie zwróci uwagi, że zamiast całego dostanie pół. Kiedy już zjadłam tę połowę, doszłam do wniosku, że Mąż tak samo nie przepada za połową pączka jak za całym, zatem nie zauważy różnicy i nic nie zaszkodzi, kiedy dokończę to, co zostało. Najwyżej na deser zrobię mu koktajl truskawkowy. I tak zadowolona z siebie byłam przez parę minut, bo zaraz po cukrowej ekstazie obudziły się wyrzuty sumienia, że przecież miałam być powściągliwa wobec słodkich pokus. Dlatego wzięłam kijki i poszłam się spalać. Dosłownie i w przenośni, bo skwar lał się z nieba. Na dodatek wystraszyłam się dzików 😉

Dlatego następnym razem muszę pamiętać, że:

1. Mąż nie przepada za pączkami
2. Minutę przyjemności „wychadzam” ponad godzinę 😉

P.S. Zdjęcie ze “spalania” – widoki taki bonus od losu

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *