Są takie dni, jak dziś, kiedy przychodzę ze szkoły z mocnym postanowieniem, że zaraz po obiedzie zabiorę się za drugą pracę, czyli za sprawdzanie wypracowań. W perspektywie długi wieczór, bo szybko zapada zmrok, na dodatek żadnych pokus, by wyjść na spacer, bo za zimno. Nic, tylko brać się do dzieła. Po co odwlekać wszystko na weekend, psuć sobie ten czas, który dla innych jest porą wypoczynku? Potem znowu dzieci zapytają, dlaczego nie przyjechałam w odwiedziny, a ja się będę tłumaczyć, że nie mogłam, bo sprawdzałam. „Jak to, znowu?”– usłyszę. „To po co tyle zadajesz?” – sformułują pretensję, jakby były rzecznikami moich, rzekomo udręczonych, uczniów. By tego uniknąć, lepiej zrobić to, co do zrobienia, zanim stanie się pętlą na szyi, kamieniem u nogi, piątym kołem u wozu…czy też babą na tym wozie…A propos, jutro lekcja o frazeologizmach z pierwszakami 😉
No więc postanawiam – dziś pracuję cały wieczór. Jak postanawiam, tak…tak jakoś nie wychodzi. Bo najpierw muszę czekać na telefon od mechanika, że już mogę odebrać auto po zmianie opon (nadchodzi śnieżyca, jak straszą w internetach). Przecież nie będę zaczynać pracy, by się od niej odrywać, gdy zadzwoni telefon. Po dwóch godzinach czekania odbieram auto. Jest siedemnasta, wieczór jeszcze długi, zaraz siadam do wypracowań, ale muszę sprawdzić, wiadomość w librusie, bo przyszło powiadomienie, że ktoś do mnie napisał. Może to coś ważnego?
Włączam internet. Sprawdzam widomość. Rodzic usprawiedliwia dziecko z nieobecności. Ok, zatwierdzam. Przy okazji zerkam, co słychać w świecie i dowiaduję się, jak lukratywną posadę dostał niedawny szef telewizji. Wyjście z osłupienia zajmuje mi kilkanaście minut, choć do podobnych newsów powinnam się już dawno przyzwyczaić . A jeszcze bardziej powinnam teraz zamknąć komputer, ale wzrok pada mi na niedokończony tekst do Echa. Trzeba dopisać puentę zanim zapomnę, o co mi w tym wszystkim chodziło. Dopisuję, choć idzie jak po grudzie (och, te frazeologizmy). No, teraz już na pewno mogę zabrać się za uczniowskie prace. Spoglądam na zegarek, jest już dziewiętnasta. Trochę późno, a poza tym czuję się lekko wyczerpana, ogólnie wstrząśnięta i lekko zmieszana, oczy mnie pieką, literki zlewają w plamy. Bez sensu teraz sprawdzać wypracowania, lepiej to zrobić jutro, na przykład na okienku, a może zaraz po pracy, kiedy jeszcze myśl się nie będzie plątać 😉
Nalewam lampkę wina. Włączam netflixa.
Są takie dni jak dziś… są takie tygodnie…