W grudniu 2006 roku tuż przed świętami wyszedł pierwszy numer Echa Złotoryi – pierwszy numer reaktywowanego po ponad piętnastu latach miesięcznika. O poprzednim, który wychodził zaledwie półtora roku, wielu złotoryjan nie pamiętało, dlatego tym bardziej ważne było dla nas, by powołać do życia czasopismo, które mocno zaznaczy się na lokalnym forum.
Czy tak się stało? Nie wiem. Wiem na pewno, że dla mnie i dla mojego Męża Echo jest trzecim dzieckiem, bo to my nadaliśmy mu w 2006 roku życie i je pielęgnujemy, wspieramy, karmimy własną pracą. W moim przypadku już 16 lat. Dla mojej niezawodnej Redakcji Echo nie jest jedynie epizodem w życiu, dodatkiem, ale comiesięcznym obowiązkiem wobec czytelników. Obowiązkiem, który nie daje innej gratyfikacji poza satysfakcją, którą mamy w momencie, kiedy świeżutkie egzemplarze gazety przychodzą z druku i tej dumy, gdy ktoś pochwali nasze teksty. Pracujemy całkowicie wolontariacko i mamy pewność, że dzięki temu jesteśmy fenomenem na skalę kraju. Czy jesteśmy dobrzy w tym, co robimy? Na pewno nie zawsze nam się udaje stanąć na wysokości zadania, na pewno nie z każdego tekstu jesteśmy zadowoleni, na pewno dałoby się to wszystko poprowadzić lepiej, można byłoby popełniać mniej błędów, robić mniej literówek, można by stworzyć bardziej profesjonalna szatę graficzną, można by…Ale tylko ten, kto nic nie robi, nie popełnia błędów, dlatego nie mamy kompleksów. Gdybyśmy je mieli, nie byłoby Echa.
Jednak czasami, kiedy siadamy z Mężem do składania kolejnego numeru i mocno się przy tym ścieramy, a czasami nawet wybuchamy złością, tracąc do siebie cierpliwość, zastanawiam się, po co to wszystko? Czy ktoś poza nami, naszą Redakcją, zauważyłby brak Echa na rynku. Czy ktoś by zatęsknił za naszymi tekstami? A może wcale nasza praca nie ma takiego sensu, jaki sami jej przypisujemy? Może nasz wydawca TMZZ odetchnąłby z ulgą, gdybyśmy powiedzieli: koniec! Nie musiałby wydawać miesięcznie ponad 2 tysiące złotych za coś, co i tak się materialnie nie zwróci. Może nie musiałby prosić sponsorów o datki, bo nie jest to proste, ani komfortowe.
Póki co, jeszcze mamy chęć, by pisać, by publikować, ale…
P.S. Obok siebie dwie okładki, które dzieli dokładnie 16 lat 🙂