
to nie są fiordy 🙂
Wróciłam ze szkoły na wyczerpanych bateriach. I kiedy myślałam, że teraz pozwolę sobie na odrobinę luksusu dolce far niente, bo z cała premedytacją w kąt rzuciłam sprawdziany, Mąż wpadł na pomysł podróży do Norwegii. Niestety, takiej wirtualnej. I chcąc, nie chcąc powlokłam się z nim na prelekcję mego dawnego licealnego geografa –legendarnego pana F. Fiordy to temat ciekawy, a sama Norwegia godna uwagi i może w przyszłości eksploracji, ale nawet najbardziej interesujące zagadnienie można spłaszczyć, kiedy prelekcja nie ma dynamiki. A ta nie miała. Półtoragodzinny pokaz zdjęć połączony z komentarzem podróżnika – amatora i geografa – profesjonalisty nie zachwycił. Ale do Norwegii na pewno kiedyś pojadę. Jak będę emerytką. Bo zapewne dopiero za te …dzieścia…lat uzbieram, odmawiając sobie chleba i wody, wystarczającą kwotę na podróż. A potem rzucę sie z fiordu na łeb, bo i tak już nie będę miała z czego dalej żyć 🙂
400km, 400zł i już jest się w Skandynawii(Oslo).
A co potem?