Dwie fotografie i garść wspomnień

Dziś święto skautów i harcerzy. To jakby też po części moje święto, bo kiedyś byłam harcerką. W tamtych czasach było tylko ZHP i w tych szeregach zaczynałam swoją przygodę jako zuch. Zasadniczo wówczas mało kto nie był zuchem, przynależność do ZHP była niejako wpisana w biografię ucznia komunistycznej jeszcze podstawówki. Zresztą kto nie chciał mieć mundurka, chusty i beretu? Kto nie chciał chodzić na zbiórki? I jak to wówczas dumnie brzmiało: idziesz na zbiórkę? Składaliśmy przysięgę, mieliśmy do zdobycia kolejne sprawności, czuliśmy się jak elita 🙂

Takie ucieleśnienie dwudziestowiecznych rycerzy. Mieliśmy swój totem zrobiony ze styropianu, własnoręcznie wymalowany, mieliśmy też swoją drużynową, w którą byliśmy wpatrzeni jak w obrazek. Pamiętam, że co chwilę gubiliśmy plastikowe lilijki i trzeba było jeździć do składnicy harcerskiej do Legnicy, by uzupełnić zapasy. Potem jeździliśmy, by kupić dorosły mundur harcerza i sznur, co tak nobilitował nas w oczach maluchów. Były harcerskie piosenki i harcerskie ogniska, z czasem nawet harcerskie rajdy. Nie zaliczyłam jednak klasycznego harcerskiego obozu z pryczami na gołej ziemi i z saperką, która maskowała biologiczne ślady obozowiczów 🙂

O tym wszystkim tylko czytałam w powieściach dla młodych skautów. I nie powiem, że odczuwałam jakąś specjalną potrzebę doświadczania na własnej skórze tych leśno-obozowych przygód. Jeszcze w liceum kontynuowałam przez chwilę flirt z harcerstwem, ale już bez nadmiernego zaangażowania, w końcu było wtedy tyle innych atrakcji 😉

A dziś zostały dwie czarno-białe fotografie i garść całkiem sympatycznych wspomnień.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *