Mam tylko jedno

Znowu wieje i pada, kolejny niż o jakimś dziwnym imieniu na D. daje mi w kość. Od rana łupie mi w połowie czaszki. Im dłużej żyję, tym bardziej uwrażliwiam się na aurę. Bólem głowy przypłacam to niestabilne pogodowo przedwiośnie. Ale jeszcze miesiąc i będzie piękniej, zielono. Czekam niecierpliwie na wiosnę, popędzam czas, jakbym miała go jeszcze tak dużo na zbyciu, a tak naprawdę powinnam marzyć, by go zatrzymać, zamrozić, zrobić sobie „dzień świstaka”, bo lecę już z górki.

Rubikon dawno przekroczyłam, wyszłam obronną ręką z wieku balzakowskiego, oblekłam się w rubensowskie kształty i według statystyk, o ile nie trafi we mnie przedwcześnie dachówka, rozpędzone BMW lub meteoryt, nie wyhoduję w sobie jakiegoś kolejnego „obcego”, nie zapcham żył tłuszczem, będę systematycznie łykać leki na ciśnienie, mogę liczyć na maksymalnie jeszcze trzydzieści przedwiośni i wiosen (tyle, ile żyje królowa mrówek). Przy czym jakieś dwadzieścia z tej trzydziestki spędzę na emeryturze, raczej skromnej jałmużnie z ZUSu. Można by powiedzieć, że to co najlepsze, już było. Teraz nie powinnam wiele oczekiwać od świata, ale też vice versa 🙂

. Mogę rozluźnić mięśnie, wyjść ze stanu czuwania, gotowości. Mogę wrzucić na luz i powiedzieć: co miałam osiągnąć, osiągnęłam, a ta reszta, co mi się przydarzy, to już wartość dodana, bonusik od losu. W wyścigu szczurów nie wystartuję, szczeble kariery zostawię innym – zresztą w moim zawodzie już wyżej się nie da wejść – osiągnęłam Mount Everest (nota bene na tym Evereście zarabiam o 700 zł więcej niż pani sprzątająca w mojej firmie – więc nic dziwnego, że nachodzi mnie myśl, by się z nią zamienić).Teraz mogę zająć się dopieszczaniem siebie. Nie chce mi się ślęczeć nad sprawdzianami – ok, niech sobie poleżą dzień -dwa dni dłużej. Mam ochotę na popołudnie z odmóżdżającą książką – i dobrze, przychodzi mi ochota na sernik z lodami – ok. Lampka wina przed snem – jeszcze bardziej ok, bo w winie pływają takie fajne małe antyoksydanty. Nie chce mi się iść spalać kalorii – ok, najwyżej pójdę, kiedy mi się zechce, kiedy będzie mi to sprawiać radość. Zresztą i tak, gdy będę już leżeć sproszkowana w urnie, nikt nie powie: ale ma zgrabny tyłek! Aż niewiarygodne, ile lat mi zajęło, aby dojść do takiej prostej myśli, że życie mam tylko jedno!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *