Na wschodzie

7

Dziś pojechałam na wschód w myśl zasady, że tam musi być jakaś cywilizacja. Nie było. Była wieś. Najpierw jedna, potem druga, trzecia…Na więcej nie starczyło mi sił i odwagi. Jak tak sobie przez te wsie i pola jeżdżę, to myślę, że na naturę się uwrażliwię. Nie może być inaczej, gdy patrzę na ten świat bogaty. A to wróble lotem nurkującym przed mym rowerem śmigające podziwiam, a to kreta (martwego) na drodze okiem zahaczę, czasem jakąś sarnę w zbożu biegnącą w zwolnionym tempie zobaczę (dziwne, jak jadę samochodem, to one szybciej skaczą). Najwięcej jednak przez ostatnie dni zakodowałam owczarków sudeckich, czyli burków wielorasowych różnej maści, które mi się pod kołami pałętają (nie mam pojęcia, dlaczego one tak na mnie lecą). Wszystko to dziś widziałam dopóki wredne i namolne muszki nie zalepiły mi okularów. Potem już tylko mogłam odczuwać zapachy (a te również były urozmaicone). Aż dziwne, że do domu trafiłam. Pewnie na czuja 🙂
Jutro pojadę na zachód.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *