Patent na upał

1

Niezawodny sposób na upały, według mojego Męża, to jazda na rowerze. Biorąc pod uwagę moją niechęć do wysokich temperatur i jednakowoż do pocenia się, miałam tak zwany zgryz, czy oblewać się potem z powodu upału czy pedałowania na rowerze. Postanowiłam zaryzykować i dosiadłam swego jednośladu. Pomknęłam (małe nadużycie semantyczne) przez okolice raczej bliższe i poczułam wiatr we włosach, komary w zębach, muchy w oczach. Piękne doświadczenie. Może to truizm, ale z wysokości siodełka roweru i przy maksymalnej prędkości równej sprintowi żółwia widzi się więcej. Czy więcej znaczy lepiej, tego pewna nie jestem. Co prawda mogłam zobaczyć zająca wybiegającego z pola kukurydzy, ale również eternit z rozbiórki dachu lub truchło wypatroszonego auta przy polnej drodze. Czego to ludzie nie gubią na obrzeżach miasta? Chyba następnym razem wezmę aparat i zrobię dokumentację rzeczy znalezionych. Napisałam: następnym razem? Czyli chyba nie było tak źle i patent Męża okazał się skuteczny ;).

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na Patent na upał

  1. knocik pisze:

    Ładnie to wygladało 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *