I co ja robię tu, czyli mój pierwszy raz

122

Pojechałam wczoraj do Poznania na mecz Lecha z Wisłą. To był mój pierwszy raz ;). Nie jestem kibicem, na piłce znam się jak kura na pieprzu, co to jest spalony tłumaczono mi już nieznośną ilość razy, oczywiście bez większego rezultatu…Ale jeśli Mąż prosi, Juniorzy nalegają a w perspektywie samotnie spędzona niedziela, no to pojechałam z nimi. Kłopot w tym, że Mąż kibicuje Lechowi, Juniorzy Wiśle, a ja, jak ta żaba z dowcipu, miałam stanąć w rozkroku?

Dojechaliśmy do Poznania, zobaczyłam tłumy w niebiesko-białych szalikach i zadałam sobie po raz pierwszy pytanie: I co ja robię tu? Na dodatek bez żadnego szalika! Junior Młodszy, jako pierwszy cykor IV RP, ze strachu postanowił zmienić barwy klubowe i nabył dla kamuflażu kawał biało-niebieskiej szmaty (on to się umie ustawić w życiu), co Starszego o palpitację serca przyprawiło.

Weszliśmy na stadion i od razu zostałam poddana przeszukaniu. Rozumiem, żeby jeszcze przez jakiegoś macho-ochroniarza, ale przez kobietę??? I wtedy po raz drugi zadałam sobie pytanie: I co ja robię tu? Trzeci raz nawiedziła mnie ta myśl, gdy usłyszałam ryk, który wtajemniczeni nazywają dopingiem. Mnie raczej kojarzyło sie to z okrzykami Hunów, Tatarów bądź innych barbarzyńców, co im testosteron na mózg się rzucił. Krzyczeli tak Hunowie z prawej – niebiescy i Tatarzy z lewej – czerwoni. Niebiescy głośniej, bo ich więcej było. Stadion, skądinąd całkiem solidnie wyglądający, trząsł się w posadach, a ja miałam wrażenie, że trybuna, na której mnie ulokowano, zleci kilkanaście metrów w dół i pogrzebie na amen tych wszystkich wrzeszczących i mnie niewinną na dodatek. Na szczęście katastroficzna wizja oddaliła się na chwilę, kiedy zaczął się mecz. Wtedy zrobiło się nudno. Czasem tylko ci z lewej krzyczeli: Lech zdechł! a ci z prawej: Wisła starą k…ą jest. Trwało to 45 minut. Dla urozmaicenia wyciągnęłam aparat i szukałam okazji do uchwycenia czegoś mniej nudnego. A potem była przerwa. Też nudna, na dodatek siedzący przede mną typ palił papierosa za papierosem i wędził mnie uporczywie, więc po raz kolejny zadałam sobie pytanie – mantrę: I co ja robię tu? Potem zaczęło się znowu. Tym razem padały gole i trzeba było się cieszyć, gdy niebiescy kopali w bramkę czerwonych. Za każdym razem, a było tego trochę, Junior Starszy stawał się coraz bledszy i już bałam się, że zniknie zupełnie, gdy nagle coś dziwnego stało się na murawie. Dwaj piłkarze jak stali/biegli, tak padli. I leżeli: i niebieski, i czerwony. Leżeli tak długo i uporczywie, że w końcu jednego trzeba było znieść z boiska (niebieskiego), a tego czerwonego w żółtych butach wnieść do karetki. W tym celu stojące w pogotowiu pogotowie musiało pokonać zaporę z reklam, a trwało to dłuuugo, i wjechać na wypielęgnowaną trawę, co bardzo nie spodobało się Hunom po prawej. Wtedy Tatarzy z lewej też się zdenerwowali i zaczęło się….Na pięć minut przed końcem meczu miałam wrażenie, że to już nastał Armagedon i od razu stanęło mi przed oczyma wszystko, co widziałam na filmach katastroficznych ze stadionem w roli głównej. Oczyma wyobraźni widziałam siebie zatłuczoną butelkami, zadźganą nożami, uduszoną szalikami (biało-niebieskimi lub biało-czerwonymi) ewentualnie otrutą bronią gazową użytą przez policjantów. Na me szczęście odpowiednio ubrane i wyposażone służby policyjne (ochrona ze strachu uciekła!) zaprowadziły ład i mecz mógł się zakończyć przewagą niebieskich nad czerwonymi 4:1.

Wyszłam ze stadionu z ulgą i poczuciem, że to nie jest moja bajka i chyba wolałabym tę samotnie spędzoną niedzielę z włączonym telewizorem, gdzie mecz sobie, a ja sobie…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na I co ja robię tu, czyli mój pierwszy raz

  1. Ola. F. pisze:

    a ja zazdroszczę… Lech, Lech Kolejorz! Kocham ich <3
    Proszę nie narzekać, przeżyła Pani coś innego:) miło jest nabywać nowe doświadczenia. Następnym razem niech się Pani zdecyduje na skok na bungee 🙂

  2. IP pisze:

    Olu, do Twojego Kolejorza nic nie mam, ale wkurzyła mnie ta cała banda popaprańców, którzy tylko czekali, aby komuś przyłożyć 🙂 Jak zapewne wiesz, agresja jest mi obca i widok biegających kiboli z mordem w oczach niekoniecznie mnie podnieca 🙂 A co do bungee, to zostawię sobie na emeryturę, jak już skończą mi się środki do życia 🙂

  3. Raiden pisze:

    Czyli skok na bungee już niedługo… 😀

  4. knocik pisze:

    NO no licze na owocny zestaw sportowych 😉 nielubianych zdjęć na czwartkowym spotkaniu 😉

  5. IP pisze:

    Synku, jak mama przejdzie na emeryturę, to kto Ci na chlebuś będzie zarabiał? 😉

  6. Raiden pisze:

    A kieszonkowe to do czego? 😛

  7. IP pisze:

    A zdjęcia raczej niezatęgie mi wyszły, bom za daleko siedziała

  8. Aga pisze:

    Pono wiele, bardzo wiele razy tłumaczono kobietom, na czym polega spalony. Nic z tego. Bo albo kobiety są słabe na umyśle, albo panowie NIE POTRAFIĄ tego wytłumaczyć.
    Świetny tekst, Iwono, ale trzeba go rozpowszechnić. I trochę fotek. A potem to już tylko do “Echa”… Papierowego, naturalnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *