Jak nie wyszłam na zdjęciu, czyli spaniel u fotografa :D


Tak się złożyło, że skończył mi się dowód. Kiedy te dziesięć lat minęło? – nie mam pojęcia. Nie ma jednak co żałować róż, gdy ścinają lasy. Trzeba wziąć byka za rogi i iść formalności załatwiać, bo człowiek bez dowodu na życie jakby nie istnieje. A stary dowód to gorzej niż stare szpilki. 
Poszłam najpierw do fotografa. Znajoma, która niedawno sama to miała, co ja, mówi: „Idź do X, on robi najlepiej. Wychodzi się na tych zdjęciach prawie normalnie. Tylko zrób mocny makijaż.”
Z mocnym makijażem przesadzać nie mogłam, wszak prosto z pracy tam szłam. Poza tym nie bardzo wiedziałam, co to znaczy „mocny”. Co mam sobie i jakim sprayem namalować? Postawiłam raczej na „prawie naturalność” – teraz to modne wyglądać jak po przebudzeniu. Z tą różnicą, że namalowałam sobie oczy, bo jak nie namaluję, to nie widzę. Nie doczepiałam sobie sztucznych rzęs czy sztucznych włosów. I to był błąd, oj nawet wielbłąd. Bo już na wstępie pani u fotografa (żona – jak się okazało) mnie obejrzała i ostrożnie powiedziała: „Chyba damy radę”. To „chyba” mocno mnie zaniepokoiło. Wiem – młoda nie jestem, piękna też, ale żeby „chyba”? Potem zasugerował mi żebym odsłoniła uszy, „bo chyba pani ma?”. Odsłoniłam, od razu poczułam się jak spaniel. Jednak temu „spanielu” zaczęły sterczeć włosy, więc pani poradziła: „proszę je przyklepać”. Zanim usiadłam na taborecie przed obiektywem pana fotografa, byłam już przyklepanym spanielem. Brakowało mi tylko takiego gadżetu z tyłu, jaki zwykle widzi się na filmach gangsterskich, co by odmierzał wzrost osadzanego. Jednak mój wzrost nie miał znaczenia, bo już siedziałam.
Wtedy pan fotograf (tu rola jego żony się skończyła) zaproponował mi bym się rozluźniła i uniosła głowę w prawo. Kurcze, faceci są złośliwi. Jak się rozluźnić, kiedy trzeba myśleć, gdzie jest prawo. Te dwie czynności mnie totalnie wybiły z rytmu. Byłam już nie tylko przylizanym, ale i zdezorientowanym spanielem. Wtedy fotograf wpadł na pomysł, bym pomyślała o teściowej i w okamgnieniu strzelił mi fotkę. Potem strzelił jeszcze raz już bez teściowej. Uśmiechnął się i powiedział: „”Damy chyba to, co pani o teściowej myśli, jest lepsze od tego, co pani nie myśli”. I za chwilę wręczył mi cztery fotografie, których nikomu, poza urzędniczką w wydziale spraw obywatelskich nie pokażę.
Na pocieszenie przeczytałam w necie, że w podobnej sytuacji, jak moja w tym roku jest 8 milionów Polaków, którym skończyły się dowody. I wszyscy oni też będą musieli zrobić niezwykle twarzowe ujecie swej facjaty.
Tylko błagam, niech nikt nie prosi mnie później o dowód 

P.S. Zdjęcie ilustrujące nie jest zdjęciem wyżej opisanym 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *