Po drugiej stronie muru

 Kogo z nas nie intryguje, co jest po drugiej stronie muru. Nie mam na myśli metafizyki. Chodzi o ten zwykły mur z kamienia czy cegły. Ciekawość, jak żyją wychowankowie Zakładu Poprawczego w Jerzmanicach zaprowadziła mnie w to, jak mniemałam, niedostępne miejsce. Przekraczając bramę, wiedziałam, że będę mogła stamtąd wyjść, kiedy uznam za stosowne. Byłam w zupełnie innej sytuacji niż trafiający tam wychowankowie. Oni nie mają luksusu wyboru.

 

Etap pierwszy – w gabinecie dyrektora

 

Niełatwo rozmawia się z dyrektorem ZP – p. Janem Wolskim. Mam wrażenie, że niektóre pytania budzą w nim irytację. Nic dziwnego – on to środowisko zna od lat 70, ja tu jestem po raz pierwszy i na wszystko patrzę okiem ignoranta. W rozumieniu dyrektora reprezentuję tzw. opinię publiczną, która o niczym nie wie, ale wszystko potrafi skomentować i ocenić. Mimo to, a może dzięki temu, dowiem się o placówce wielu interesujących rzeczy. Jednak żeby tak się stało, mój rozmówca musi wezwać posiłki w osobie dyrektora szkoły p. Jerzego Zdyba, który z pedagogiczną cierpliwością wprowadza mnie w tajniki Zakładu.

Zdumiewająco wielka przestrzeń, jaką zajmuje poprawczak, służy resocjalizacji ok. 70 wychowanków, którzy przybywają z różnych stron naszego kraju. Obecnie w jerzmanickim Zakładzie odbywają karę chłopcy (nie ma poprawczaków koedukacyjnych J) w wieku od 15 do 21 lat. Wielu z nich tak polubiło Jerzmanice, że kiedy kończy się kara, dość szybko wracają w to miejsce. Oczywiście pod eskortą.

            Pan Wolski, wyjaśniając specyfikę systemu resocjalizacyjnego, zaznacza, że wychowanek, którego sąd skazuje na pobyt w Zakładzie poprawczym, nie ma odgórnie narzuconego czasu pobytu w placówce. O tym, ile trwa kara, decyduje postęp procesu resocjalizacji. Na wniosek Zakładu Poprawczego, rodziców czy samego wychowanka sąd może mu zezwolić na opuszczenie miejsca odosobnienia. Jedno jest pewne – nie można przebywać tu dłużej niż do 21 roku życia. Dla starszych są Zakłady Karne.

Czyny, które ich tu zaprowadziły, są rozmaite: pobicia, wymuszenia, kradzieże, morderstwa, napady, handel narkotykami…Jeśli chodzi o te ostatnie, to okazuje się, że w porównaniu z latami 90. wzrosła radykalnie liczba wychowanków uzależnionych od środków odurzających. W Zakładzie mogą liczyć na wsparcie psychologa i terapeuty a przy odrobinie dobrej woli –  pokonać swoją słabość.

Kiedy konfrontujemy przeszłość i teraźniejszość, pojawia się kolejny wniosek: kiedyś młodzi ludzie mieli większe poczucie przyzwoitości, wstydu. Czyn przestępczy nie był powodem do dumy, teraz panuje tendencja do licytowania się paragrafami Kodeksu Karnego. Kiedyś w ciągu roku  za morderstwo trafiał do Zakładu jeden wychowanek, obecnie średnio sześciu, siedmiu.

Resocjalizacja w Zakładzie Poprawczym odbywa się przez naukę i pracę. „Chętnie zaprosiłbym tu p. Giertycha, aby zobaczył, że u nas od dawna uczniowie chodzą w mundurkach, nie noszą komórek, wiedzą, jak się zwracać do nauczycieli. A poza tym jest zero tolerancji dla przemocy” – mówi p. Zdyb. Agresja zostaje tu wyciszona. Jeśli nie przez fakt odosobnienia, to nawet ze względu na respekt, jaki skazany czuje przed kadrą i swoimi kolegami. Tu nikomu nie zaimponuje tym, że zgwałcił dziesięcioletnią dziewczynkę.

Na terenie Zakładu funkcjonują dwie placówki: gimnazjum i zasadnicza szkoła zawodowa. Wychowankowie mają okazję ukończyć szkołę i zdobyć zawód. Do ZP trafiają z takich środowisk, w których chodzenie do szkoły było stratą czasu lub luksusem. Poprawczak wyposaża ich w narzędzia umożliwiające normalne życie na wolności. Wychodzą stąd jako stolarze, ślusarze, murarze, operatorzy wózków widłowych, spawacze z certyfikatem euro…(od września szkoła uruchamia nowy kierunek: kamieniarz – brukarz). Po ukończeniu szkoły zawodowej mogą przystąpić nawet do egzaminu czeladniczego. Mają fach w rękach, oby jeszcze wyrażali chęć ułożenia sobie życia. Dyrektor Wolski wspomina i takie sytuacje, kiedy byli wychowankowie po wielu latach odwiedzają go, by pochwalić się, że są żywymi dowodami sukcesu resocjalizacji. Jeden z nich w tym roku kończy studia na Uniwersytecie Zielonogórskim (kierunek resocjalizacja). Jego żona jest doktorem na uczelni. Razem wychowują dwójkę dzieci. Jednak p. Wolski zdaje sobie sprawę, że to tylko chlubne wyjątki. Dla wielu poprawczak jest początkiem równi pochyłej. Nie wszystkim można pomóc, nie wszyscy chcą tej pomocy.

Zakład zapewnia swoim wychowankom lepsze warunki rozwoju niż niejednokrotnie mają w domu. Jednak jeśli resocjalizacja ma się powieść, trzeba stworzyć tym ludziom namiastkę normalności. Dlatego oprócz lekcji, oferuje się uczniom zajęcia pozalekcyjne, sportowe, kulturalne. Ostatnio dużą popularnością cieszy się kółko informatyczne prowadzone w nowej sali multimedialnej. Dyrektor Wolski wspomina, czasy kiedy w tych samych warunkach lokalowych w latach 70. przebywało 220 wychowanków, dziś 70. Miesięczny koszt utrzymania jednej osoby wynosi ok. 6 tys. złotych (w tej kwocie ujęte są miedzy innymi wynagrodzenia pracowników Zakładu, wyposażenie sal, itp.).

Kadra nauczycielska w poprawczaku dobierana jest w sposób szczególny. Ważne są predyspozycje psychofizyczne nauczyciela. Zdarzało się, że nieodporni rezygnowali po kilku miesiącach, a nawet dniach. Każdy zatrudniany w zakładzie pedagog czy wychowawca powinien mieć jeszcze ukończone studia z zakresu resocjalizacji. Pracodawca oferuje kadrze dodatki do pensji. Nauczyciel otrzymuje 45%, wychowawca 60%. Trud pracy w poprawczaku jednak niełatwo zrekompensować finansowo.

Dyrektor, zapytany o najbardziej znaczące wydarzenia w życiu poprawczaka, wymienia wiele sytuacji. Wśród nich niewątpliwie pierwsze miejsce zajmuje słynny bunt wychowanków, kiedy to podpalono budynek. Jednak zaraz potem słyszę o tym, jak w poprawczaku zakładano harcerstwo. Pan Wolski wspomina również o włączeniu się wychowanków w prace przy odnawianiu i konserwacji murów obronnych w Złotoryi. Powodem do dumy jest udział w projekcie „Szkoła przyjazna dzieciom”.

 

Etap drugi – w pokoju nauczycielskim

 

Dyrektor Wolski sugeruje, że najlepszym źródłem informacji o problemach wychowawczych w poprawczaku jest pani Anna Kramarska – nazywana potocznie omnibusem. Nic dziwnego, uczy elektrotechniki, geografii, chemii, a czasem nawet zastępuje polonistkę. Jest opiekunką koła dziennikarskiego działającego na terenie Zakładu. Wraz z wychowankami redaguje czasopismo „Jowisz”. Pani Anna pracuje już 26 lat w szkole i twierdzi: „Skoro tak długo wytrwałam, to znaczy, że muszę chyba lubić swoją pracę.”  Nie jest łatwo. W zwykłych szkołach młodzież jest i dobra i zła. Tu tylko ten ogon, najtrudniejsi. Ale zdarzają się też przyjemne sytuacje, kiedy na przykład chłopak po latach pisze list, że co roku przyjeżdża pod Zakład i z rozrzewnieniem myśli o tym miejscu. Zwykle jest to jednak orka na ugorze, gdyż chłopcy, którzy tu trafiają mają tzw. negatywizm szkolny. Bywa, że dwudziestoletni mężczyźni nie umieją czytać. Ale jak wspaniale reagują, kiedy uda im się wreszcie zdobyć dobrą ocenę. Szóstka jest powodem euforii. To nie jest tak, że nie imponuje im mądrość lub wiedza. Nauczycielka ze śmiechem wspomina sytuację, kiedy uczeń rozwiązując krzyżówkę, co chwilę pytał ją o znaczenie słów, by po chwili stwierdzić: Ale pani mądra. Z zupełnie innymi emocjami opowiada nauczycielka o dramatycznym wydarzeniu. Kiedyś uczeń zamknął się z nią w gabinecie i zdemolował pomieszczenie, jej na szczęcie nic nie zrobił. Potem okazało się, że to była agresja przemieszczona. Zdenerwowany na własną matkę w ten sposób wyładował emocje. Mimo wielkiego stresu pani Anna nie pomyślała o rezygnacji z pracy w poprawczaku.

Wychowankowie poprawczaka są bardzo czuli na punkcie swojej rodziny. Nawet kiedy pochodzą z patologicznych domów, nie pozwalają nic złego powiedzieć o matce czy ojcu. Trzeba to wiedzieć, by nie popełnić żadnego faux pas. Nauczyciele mają obowiązek czytać akta wychowanków, by poznać ich sytuację rodzinną.

„Trzeba umieć i przytulić i pogłaskać, ale kiedy jest to konieczne –  i za ucho wytargać” – odpowiada pani Kramarska na pytanie o metody wychowawcze. „Kiedy wychowankowie wyczują, że mają przed sobą słabą osobę, to wykorzystają sytuację. Trzeba wyznaczyć i granice, co wolno, a czego nie. Muszą wiedzieć, że czegoś się od nich wymaga. Ważna jest konsekwencja” – kontynuuje.

Według pani Anny wśród wielu czynników resocjalizujących trzeba uwzględnić uczucie. Ma na myśli miłość. Zdarzyło się już nie raz, że poznanie przez chłopaka odpowiedniej dziewczyny odmieniło jego życie, postawiło na nogi. Dla dziewczyny motywowali się do pracy nad sobą i wygrywali wolność. „Małżeństwo z kobietą, która będzie trzymać faceta za uzdę i zmiana towarzystwa to droga do sukcesu” – mówi nauczycielka. „Jeśli wychowanek wraca do tej samej patologii, do tej biedy, z której wyszedł, to nie ma siły, żeby odbił się od dna.”

Interesuje mnie, czy praca w poprawczaku odbija się na życiu prywatnym nauczyciela. Bywa, że pani Anna przenosi problemy zawodowe do domu. Wtedy mówi swojej rodzinie: „Miałam sytuację stresową, teraz dajcie mi dwie godziny, dojdę do siebie.”  Najczęściej idę spać. Wszyscy w domu wiedzą, że muszę odreagować. Niech nikt nie zazdrości nam tych większych pieniędzy. One nie zrekompensują stresu.”

 

Etap trzeci – wychowankowie

 

Żebym zbudowała sobie kompletny obraz świata za murem, pani Anna proponuje mi rozmowę z dwoma wychowankami: dziewiętnastoletnim Patrykiem i dwudziestoletnim Adrianem. Spotykam się z nimi w redakcji „Jowisza”.

 

Historia Patryka

 

I. P: Jak tu trafiłeś?

Patryk: Pierwszym razem czy drugim? Bo pierwszym razem, to było trzy lata temu, miałem 22 paragrafy. Między innymi napaść z bronią w ręku, pobicie ze skutkiem śmiertelnym, napaść z przedłużeniem ręki…

 

I. P: Co to znaczy „z przedłużeniem ręki”?

Patryk: To na przykład z butelką albo kijem. Wtedy to były jeszcze rozboje, haracze.

 

I. P: Jak długo siedziałeś za pierwszym razem?

Patryk: Około dwóch lat. Wyszedłem w czerwcu ubiegłego roku. Wróciłem za handel marihuaną.

 

I. P: Chciałeś dorobić?

Patryk: Nie, moja sytuacja ogólnie jest dobra. Ale ja mam taki charakter dziwny. Nie chciałem brać pieniędzy od rodziców, chciałem się szybko usamodzielnić

 

I. P: Opłacało się?

Patryk: No nie.

 

I. P: Co dalej?

Patryk: W czerwcu wychodzę. Myślę, że dalej będzie już dobrze. Tutaj zrobiłem prawo jazdy, czeladnika. Mam uprawnienia na wózki widłowe. Z wykształcenia jestem ślusarzem. Mam zamiar zacząć normalne życie.

 

I. P: Wracasz do rodziny. Jak cię przyjmie?

Patryk: Na pewno dobrze. Przyjeżdżają tutaj do mnie, odwiedzają. Byli tu trzy razy. Przeprosiłem ich za wszystko.

 

I. P: Jak wygląda twój dzień w poprawczaku?

Patryk: Jest dużo nauki. W czasie wolnym wychodzimy z grupą na dwór, na salę gimnastyczną. Gram też z wychowawcami w siatkówkę w KLAPS-ie, redaguję „Jowisza”.

 

I. P: Jak ci się żyje w grupie?

Patryk: Ja zawsze żyłem w grupie. Tu idzie się przyzwyczaić. Jak się ma twardy charakter to jest dobrze.

 

I. P: A ty jaki masz charakter?

Patryk: Twardy

 

I. P: Jak myślisz, dlaczego ciebie wybrano do rozmowy ze mną?

Patryk: Bo jestem zresocjalizowany. Jestem zupełnie innym człowiekiem niż dwa lub trzy lata temu. Wtedy by pani nie porozmawiała ze mną.

 

Historia Adriana

 

I. P: Jak długo tu jesteś?

Adrian: Dwa lata.

 

I. P: Za co siedzisz?

Adrian: Za kradzieże. Kradłem różne rzeczy. Radia z samochodów. No i ćpałem klej. Jak miałem siedem lat to zacząłem ćpać. Teraz od trzech lat wychodzę z tego.

 

I. P: Ktoś ci w tym pomaga?

Adrian: Najwięcej dziewczyna. Ona powiedziała: Albo ćpanie albo ja.

 

I. P: Co oznacza ten tatuaż na szyi?

Adrian: Zły chłopak. Zrobiłem go, jak byłem pijany, ale wywabię to. Już kilka wywabiłem.

 

I. P: Dlaczego kradłeś?

Adrian: Przez ćpanie. To było w pierwszej klasie podstawówki. Starsi ćpali i podpatrzyłem to razem z bratem. Potem sami zaczęliśmy.

 

I. P: Z bratem?

Adrian: To brat bliźniak. Ale nie utrzymujemy kontaktów. On siedzi w więzieniu. Dostał 25 lat za zabójstwo.

 

I. P: Masz ochotę nawiązać kontakt z bratem?

Adrian: Nie, nie chcę. On jest już stracony.

 

I. P: Co planujesz teraz?

Adrian: Wychodzę w  czerwcu. Dzisiaj się dowiedziałem od dyrektora, że załatwił mi pracę w Legnicy. Moja dziewczyna przeprowadziła się z Bytomia do Złotoryi i tu będziemy mieszkać. Nie chcę wracać do Bytomia, nie mam do czego. Po wyjściu z Zakładu chcę utrzymywać kontakty z wychowawcami. Myślę, że mi pomogą.

 

I. P: Jak myślisz, ilu jest w grupie chłopaków, którzy chcą  zmienić swoje życie?

Adrian: Mało kto. Ja tu z chłopakami nie utrzymuję kontaktów. Nie mam czasu. Rano do szkoły, potem warsztat. Pomagam też naszemu kierowcy. Tak wypełniam czas.

 

I. P: Boisz się, że jak będziesz miał więcej czasu, zaczniesz myśleć o dawnym życiu?

Adrian: Nie, ja lubię pracować. A tak w ogóle to się pilnuję.

 

 

 

***

 

Wychodząc z Zakładu, pytamy dyrektora, czy możemy jeszcze sfotografować druty nad murem okalającym Zakład. „Oczywiście, sfotografujcie dla innych ku przestrodze”– odpowiada.

 

 

 

 

 

Iwona Pawłowska

 

 

 

.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii, Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Po drugiej stronie muru

  1. JSDK pisze:

    Bardzo interesujący wpis. Masz talent do pisania notek i piszesz na pozytywne tematy. wysyłam wszystkim hiperłącze do twojego notatnika Napisz unikalny komentarz na moim blogu a zdobędziesz z niego unikalny odnośnik. Pozdrawiam

  2. Bardzo ciekawa sprawa… Jestem zadowolony z takiego przedstawienia problemu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *