Powoli znikam ;)

Powoli, ale nieubłaganie zbliża się jesień. Za chwilę przyjdzie i schłodzi poranki. Potem zaczną spadać liście z drzew orzechowych w moim ogrodzie, a zaraz potem przebarwi się winobluszcz oplatający mury domu. To jeszcze będzie ta jasna strona jesieni, jej urokliwe oblicze. Nici babiego lata i skrzące się  w słońcu mokre pajęczyny. Rudość bukowych lasów. Rubin jarzębin. Brąz kasztanów. I jeszcze dymy ognisk.

Potem jesień zachmurzy się. Posmutnieje, zapłacze deszczem i zahuczy jak egzaltowana kobieta po kłótni z kochankiem. W złości zrzuci z drzew ostatnie liście. Jesień pokaże swoje posępne oblicze. To jest ten czas. To czas, który kocham. Czas kaloszy i parasoli. Chłód i ciemność dają mi pretekst by zaszyć się w domu. Najlepiej ukryć się pod kocem. Najlepiej tak po czubek nosa.

Nie wszyscy kochają jesień. Wielu woli świeżość i zieloność wiosny, jeszcze inni preferują złotokłose lato. Asceci surową biel zimy. Ja szarość jesieni. Wtapiam się wtedy w tło. Znikam…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *