Pocztowe wspomnienia

Dziś Dzień Pocztowca. Z czym kojarzy się poczta? Większości z kolejkami do okienek lub wciśniętym do skrzynki awizo. Mnie na ogół też. Jednak w odróżnieniu od wielu mam też przyjemniejsze wspomnienia. Pierwsze pochodzi z dzieciństwa, kiedy to uwielbiałam bawić się w panią z poczty i marzyłam, żeby przybijać prawdziwą pieczątkę na prawdziwych znaczkach, a nie tylko narysowanych kredkami.

Drugie wspomnienie pochodzi z wczesnej młodości, kiedy to los po części spełnił moje marzenie i przez miesiąc pozwolił mi być pracownica poczty. Zaraz po maturze, podczas tzw. najdłuższych wakacji świata, chciałam zarobić pieniądze na studia i traf chciał, że akurat na poczcie szukano pracowników. Zatrudniłam się i rzucono mnie na początku do działu przyjmującego telegramy. Dziś już młode pokolenie nie wie, czym były telegramy, a starsze pewnie kojarzy jak przez mgłę. Zazwyczaj nikt nie chciał dostawać telegramów, bo tą drogą zwykle informowano o mało radosnych wydarzeniach. Telegram szedł szybciej niż list, bo drogą telegraficzną, a specjalny pracownik błyskawicznie dostarczał go do adresata. Telegram musiał być krótki. Za każde słowo płaciło się, więc nic dziwnego, że nadawca preferował zwięzłą wiadomość, coś jak dziś SMS. Przy telegramach długo nie popracowałam, bo jedna z listonoszek poszła na urlop i trzeba było zapełnić wakat. Dlatego rzucono mnie w teren. Przypadł mi nie lada kąsek, jeden z najlepszych rejonów. Dlaczego najlepszych? Już wyjaśniam 😊 Otóż były to czasy, gdy emerytury i renty nie wpływały na konta bankowe, tylko dostarczała je poczta. Zatem kiedy przyszedł czas wypłat, listonosz pakował sobie do torby banknoty i monety i szedł w teren uszczęśliwiać emerytów i rencistów. Mnie przypadło w udziale kilka ulic, na których mieszkali dawni górnicy, a ich emerytury były zdecydowanie wyższe niż pozostałych. Faktem jest, że wiązało się to z dźwiganiem większej kwoty złotówek, ale za to tak zwane urywki, czyli końcówki zwane też napiwkami były adekwatne do mojego wysiłku i ryzyka związanego z noszeniem tak znacznych sum. Podczas tej prawie miesięcznej przygody zarobiłam pensję wyższą niż wówczas przynosiła moja mama a przy okazji miałam dodatkową wypłatę z tych „urywków”. Niestety, wszystko wydałam na ciuchy, gdy tylko pojechałam na studia.

Trzecia przygoda związana z pocztą rozpoczęła się w drugim roku mojej pracy w Zespole Szkół Zawodowych (tam stawiałam pierwsze kroki zawodowe). Wtedy to zostałam wychowawczynią nowo powstałej klasy technikum pocztowego. Dostał mi się wtedy creme de la creme młodzieży, bo rywalizacja, by dostać się do tej klasy była wyjątkowo duża i zaciekła. Świetnie mi się pracowało z młodymi pocztowcami. Wówczas sama byłam młoda i tylko 10 lat od nich starsza. Uczyliśmy się wzajemnie. Ja ich polskiego, oni mnie uczenia, bo umówmy się – studia do tego nie przygotowują 😉 Byli to ludzie bardzo kreatywni (dwóch z nich robi kariery w kraju i to wcale nie pocztowe), inteligentni i żałuję, że tylko dwa lata byłam ich wychowawczynią, bo sprawy osobiste spowodowały, że zmieniłam miejsce pracy. Dziś uczę dzieci moich wychowanków i to dopiero pokazuje, jak czas nieubłaganie kręci zębatki zegara.

W każdym razie w ten Dzień Pocztowca życzę wszystkim przyszłym, obecnym i dawnym pocztowcom dużo radości z życia i nieustającego zdrowia 😊

P.S. Na zdjęciu moja pierwsza klasa TP

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *