1 listopada – „wszyscy święci balują w niebie”, a my w smutku i zadumie odwiedzamy cmentarze. Radio nadaje tylko nostalgiczne piosenki. Na portalach doroczny wysyp artykułów, jak wygląda umieranie i co się dzieje z nami po śmierci, w TV materiał o tych, którzy w ubiegłym roku opuścili ziemski padół… Nie umiem zrozumieć tej tradycji, która narzuca powagę i refleksję o umieraniu właśnie w dzień Wszystkich Świętych, a jednocześnie pomija tak ważny Dzień Zaduszny, który zdecydowanie bardziej powinien sprzyjać takim nastrojom. Świętym nie są potrzebne ani modlitwa, ani nasz smutek, bo jeśli wierzymy w Niebo, jakkolwiek ono wygląda, to powinniśmy cieszyć się radością tych, którzy je osiągnęli. A kolejnego dnia wspominać tych, którzy odeszli w pełni ludzkiej niedoskonałości, choć być może w ostatniej chwili pojednani z Bogiem.
I właśnie dlatego nie pierwszy, a drugi dzień listopada jest mi bliższy. Nie ukrywam, że lubię Zaduszki. Nie ma już na cmentarzach tego irytującego tłoku, nie ma przeciskania się między grobami, nerwówki na drogach dojazdowych do nekropolii…Jest za to okazja, by w spokoju przespacerować się po cmentarzach i poplotkować o zmarłych. Wiem, że brzmi to niestosownie, ale w ten dzień przywoływanie zmarłych i traktowanie ich na równi z żyjącymi staje się dla mnie normalne i jakby… uzasadnione kulturowo.
Lubię iść alejkami i czytać inskrypcje nagrobne, z ciekawością patrzę na daty urodzin i śmierci, próbuję dopisywać historię, która wydarzyła się między początkiem a końcem tu spoczywających.
Lubię patrzeć na stare groby, o których wciąż ktoś pamięta. To taki dowód na ciągłość życia.
Lubię mały wiejski cmentarz, gdzie leżą dziadkowie w towarzystwie swoich sąsiadów, zarówno za życia jaki i po śmierci. Wiele tych nazwisk pamiętam, bo wymieniała je babcia, opowiadając najnowsze ploteczki zza płotu, niektórych pamiętam, bo poznałam, bawiąc się na ich podwórku z wnukami, moimi rówieśnikami.
Niestety ze smutkiem i trwogą obserwuję, że przybywa miejsc, gdzie powinnam zapalić świeczkę. Ubywa ludzi, których znałam i ten proces przybiera ni sile. Tak wiele ostatnio znanych mi osób przeszło na tę drugą stronę.
Idąc między grobami, wskrzeszam tych ludzi swoją pamięcią.
Bo tylko tak możemy wygrać ze śmiercią.