Kilka dni temu spotkałam znajomego, kolegę po fachu, pod jednym z dyskontów, i on pyta: co słychać?
Machnęłam tylko ręką, bo wracałam z pracy i w takich sytuacjach zwykle brakuje mi słów na określenie stanu i emocji, które mną targają, więc wspieram się językiem gestów.
– A co u ciebie? – odwzajemniam się.
– To samo- odpowiada zrezygnowany
– Też masz dość? – domyślam się, że ciągle rozmawiamy o pracy, bo o czym mogą rozmawiać nauczyciele pod Biedronką.
– Tak. A najgorzej, że pewnie nic się nie zmieni i po 15 października będzie jak po strajku nauczycieli – po tych słowach rozumiem, że zeszliśmy mową ezopową nieopatrznie na politykę, bo trudno rozdzielić sytuację belfra od obecnej strategii rządu, który jak żaden wcześniej za cel wziął sobie dorżnięcie etosu nauczyciela i upokorzenie tych, którzy do niedawna mieli względne poczucie godności, uprawiając swój zawód.
Obecnie nawet kiełbasa wyborcza rzucona nauczycielom jest mocno nadgryziona. Z ponad tysiąca złotych obiecanej nam tak zwanej nagrody specjalnej, po odliczeniu wszystkich podatków na konta wpłynie nieco ponad 700 zł. Pojęcia „brutto” i „netto” już od jakiegoś czasu mylą się rządowi, więc co to za różnica, czy będzie 1125 czy 767 zł.
O tej pierwszej kwocie usłyszała cała Polska, o tej drugiej tylko beneficjenci. Ważne, że przekaz o dobrej woli rządu poszedł w eter, reszta już nie ma znaczenia.
Dziś do szkoły trafiło pismo z ministerstwa, które jednoznacznie rozwiewa nadzieje na bon na laptopy dla nas, pracujących w liceach, czy ogólnie w szkołach średnich. Dla nas nie ma bonów. Tylko dla pracujących w podstawówkach i na dodatek uczących w klasach 4-8.
No cóż, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Jeśli ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości, powinien już w tym momencie je porzucić i zrobić wszystko, by po 15 października nie było tak, jak po strajku nauczycieli.