
Dzisiaj załatwiałam pewne sprawy w kancelarii parafialnej w przyklasztornym kościele i czekając na swoją kolej w prawie pustym korytarzu klasztornym, wypełniałam sobie czas wspomnieniami. Cofnęłam się do lat, kiedy do tego klasztoru, co tydzień przychodziłam na lekcje religii. W salce katechetycznej najpierw pod okiem dobrotliwej siostry zakonnej, potem otyłego i mało sympatycznego księdza z przetłuszczonymi włosami (pod którym kiedyś połamało się krzesło) uczyliśmy się rysować anioły, stoły ołtarzowe, księży odprawiających msze, wyklejaliśmy zeszyty zbieranymi podczas nabożeństw obrazkami świętych albo za karę 100 razy pisaliśmy „W czasach zakazanych zabaw hucznych nie urządzać” bądź inne przykazanie, wobec którego wykazaliśmy lekceważący stosunek. Och, te grzechy dzieciństwa!
Czytaj dalej